Cześć!
Czuj!
Czuwaj!
Dla wszystkich tych, którzy mają odwagę wracać do swoich największych pasji. Lub jeszcze nie wiedzą o tym, że tę odwagę posiadają.
Do napisania tego posta przymierzałam się już kilka razy. Żadne powroty nie są łatwe. Najbardziej zdajesz sobie z tego sprawę zakładając mundur po długiej przerwie i patrząc na daty twoich naszywek. W głowie kotłuje się wiele pytań. Czy dobrze robię? Czy nie jestem za stara? Czy aby nie jest już za późno?
Jak wrócić?
Do dzisiaj pamiętam poważną rozmowę z moją mamą na temat tego gdzie mogłabym zacząć działać na nowo. To jest ten jeden z profitów, który otrzymujesz, gdy wracasz. Możesz wybrać miasto, w którym chcesz się realizować i drużynę, w której widzisz swoje miejsce. Każde środowisko jest zupełnie inne a Ty masz prawo znaleźć te, w którym zostaniesz już na wiele lat. Ja wybrałam Poznań. Przez rok dojeżdżałam do mojej drużyny ponad 86 kilometrów. Dotarcie na zbiórkę nie raz wymagało ogromnej dawki cierpliwości, zorganizowania i... Siły w nogach. Ciągły bieg, opóźnienia pociągów, próba odnalezienia się w dużym mieście. Ten rok, mimo wszystko bardzo mi pomógł. Po przeprowadzce do Poznania przynajmniej nie błądziłam jak dziecko we mgle. Albo w smogu. Jak odnaleźć drużynę swych marzeń? To proste. Weź telefon i wpisz miejsce, w którym chcesz działać z dopiskiem "drużyna". Czy to aż tak proste? Tak. Ja napisałam do mojej obecnej drużyny siedząc w kawiarni, we Włoszech. Wygrali u mnie tym, że najbardziej starali się o mnie po powrocie do Polski.
Czy znajdę tam swoje miejsce?
Znajdziesz, znajdziesz, bo skoro ja znalazłam to i Ty się odnajdziesz. Początkowo swoją przygodę harcerską zaczynałam w pracy z zuchami w ZHR. Po kilku miesiącach przeniosłam się do ZHP. Później dostałam funkcję jako przyboczna w drużynie wędrowniczej i zrezygnowałam z marzenia otwarcia własnej gromady zuchowej. Czy było warto? A czy funkcja drużynowej w drużynie wędrowniczej Ciebie przekonuje? Nie żałuję ani minuty, że takie decyzje podjęłam. W końcu, czy inne doprowadziłyby mnie do tego kim dzisiaj jestem? Gdy pojawiłam się pierwszy raz na biwaku 159 PDW "Agricola", to mówiąc, że mieszkam w Lesznie i przyjeżdżam do Poznania tylko do drużyny, reakcja zawsze była taka sama. Szok. Mnie harcerstwo nauczyło, że "niemożliwe znaczy możliwe". Finalnie siedzę w swoim poznańskim pokoju jako człowiek spełniony. Dopięłam przecież swego.
Czy warto?
Ostatnie i chyba najtrudniejsze pytanie. Nie ma co się oszukiwać. Harcerze odegrali w moim życiu jedną z ważniejszych ról. Wędrownicy szukali mi pracy i mieszkania, gdy do końca nie wiedziałam czy po pzyjeździe do Poznania będę miała dach nad głową. Byli gotowi użyczyć mi swojego łóżka w domu. Kadra pomagała mi w najtrudniejszych momentach. Nie tylko harcerskich, ale tych prywatnych, również. Zawsze mogłam na nią liczyć. Potrafili rzucić wszystko, żeby się ze mną spotkać. Odpowiadali na moje wiadomości nawet w nocy. Harcerstwo to coś innego niż tylko organizacja. Wchodząc do danego hufca, drużyny musisz liczyć się z tym, że wchodzisz do rodziny. Ale nie ma co się bać. To ma tylko swoje plusy. W końcu, każdy chciałby mieć taką osobę, z którą może o wszystkim porozmawiać, ma z nią miliony wspólnych wspomnień i podobnych pasji. A tutaj nie mówimy tylko o jednej osobie. W gratisie dostajesz przecież całą drużynę i osoby z poza niej. Życzę wszystkim, aby znaleźli takich wartościowych ludzi jakich ja znalazłam w harcerstwie.